Z reguły chwalę brytyjski sposób załatwiania spraw. Szybko, bez chodzenia, przyjemnie. Niestety, np. do apteki iść trzeba samemu... a przynajmniej wypada, kiedy człowiek jeszcze w formie. A tu działają zgoła inaczej, niż w systemie, w którym się człowiek wychował.
No nie, w UK to nie jest normalne. W taki archaiczny sposób brak byłoby nadania temu aury poważnego przedsięwzięcia i obarczenia ociężałą procedurą. Tj. ciągiem zbędnych, bezsensownych dla klienta czynności.
Otóż, kiedy
przynoszę receptę do brytyjskiej apteki, biorą druk i każą mi
czekać co najmniej 10 minut. To w tej lokalnej, bo w szpitalnej każą
czekać 40 minut.
Wtedy osoba, która wzięła receptę albo inna,
za kolejnym kontuarem, której przekazano mój kwitek, rozpoczyna
krzątaninę. Albo kontynuuje krzątaninę na rzecz wcześniejszych
recept. Dla mojej rozpocznie się krzątać później. Pozostali jej
koledzy i koleżanki krzątają się podobnie - pomiędzy półkami,
ladą, komputerem i czymś tam jeszcze. Jak mrówki. Albo mogą
gdzieś wyjść, nie wiem - do kibla? Sporo czasu spędzają też
wpatrzeni w ekran komputera tudzież zawzięcie coś tam stukając.
Podejście do półki i wzięcie „dragów” to zaledwie ułamek
tej tytanicznej pracy.
W trakcie krzątaniny następuje m.in.
zaopatrzenie się w torebkę papierową lub foliową, do której
wędrują moje lekarstwa, wydrukowanie etykietek z moimi danymi, które
trafiają na torebkę oraz na pudełeczka z lekarstwami. Nie wiem,
czemu po prostu nie mogą mi dać pudełka bez torebki i bez
etykietek?
Wreszcie! Jest! Idą do mnie! Mam!
Otóż składam zamówienie na kolejną receptę w przychodni. Mogę emailem, żeby było „szybciej” (tzn. żebym nie musiał iść tam osobiście). Tutaj „przeprocedowanie” zamówienia zajmuje im jakieś dwa dni. No bo lekarz musi ponownie zatwierdzić.
Przesyłają
email do apteki. A w aptece procedura odczytania emaila, stworzenia
paczki z lekiem i wpisania tego w system, też zajmuje im dwa dni...
przynajmniej.
A jak jest weekend po drodze? Czekam sześć dni.
Można paść.
Poprzedni post - o właściwych imigrantach
PS. Przepisałem się do innej apteki. Miała być szybsza... i chwilę była. Ale teraz brak im ludzi. Jak na lotniskach. Zamykają się wcześniej. A że przychodnia dalej cierpi z powodu pandemiii i zapomina o zamówionych receptach, to wszystko razem - działa jak działa.
Aha, występuje jeszcze czasami manufacturing issue - nie, raczej nie popsuła się taśma w fabryce leków. Podejrzewam, że to pobrexitowe problemy z dostawami leków.
Nie rozumiem tego co Pan pisze.
OdpowiedzUsuńJa od kilku lat korzystam z apteki i nie moge potwierdzic tych informacji.
Oczekiwanie na realizacje recepty trwa, bo to nie Polska, odbywa sie to inaczej,za dlugo by tlumaczyc.
W Polsce jak nie ma leku w aptece to oddaja recepte i idz Pan szuka dalej, tutaj od razu zglaszaja do apteki glownej i dany lek jest dowozony. Nie trzeba latac po miescie i szukac.
Nie wierzcie ze tak jest ja opisane.
Nie zgłaszają do żadnej apteki głównej. Ostatnio nie mieli dla mnie Entresto. Oddali mi receptę - i jeździj sobie po mieście.
Usuń