Wielka Brytania niewątpliwie jest w kryzysie. Nie pierwszym zresztą. Coraz trudniej tu przetrwać. Widoków na poprawę nie ma, tym bardziej, że działa tu chyba nie tylko chwilowa konunktura, ale problemy strukturalne.
Nie przypuszczałem, żyjąc w bloku w socjalistycznej Polsce, nie martwiąc się o ciepło, że kiedyś przyjdzie mi marznąć w tej piątej gospodarce świata. W kapitalizmie.
Owszem, w latach 80-tych zdarzały się przerwy w dostawach prądu (choć ciepło dalej było), tyle że - tutaj wyłączano go już 10 lat wcześniej.
Tak, za komuny były braki, nie mówiąc o wielu innych uciążliwościach - zwłaszcza tych politycznych (choć tu już też zaczynają "brać za mordę"). I nie chciałbym wrócić do tego systemu. On był opresyjny i niewydajny.
Ale jaki ten jest? Czy można opierać gospodarkę na tym, że wciąż będą rosły ceny domów?
Koszmary z książek do geografii, z których niektórzy z nas uczyli się za komuny, kiedyś wyśmiewane, dziś okazują się prawdą. Co prawda nie ma tu faveli jak w Brazylii, ani osiedli przyczep kempingowych jak w Stanach, ani aż takich tłumów bezdomnych.Jednak jest ich chyba więcej niż w Polsce. A tzw. „domy”, często w dzielnicach środmiejskich, to małe, chłodne, zagrzybione budki. Człowiek, który mieszkał w bloku z wielkiej płyty, miał w porównaniu do tego relatywny komfort.
Nie mówiąc już o otoczeniu w jakim stoją te brytyjskie „familoki” - spod ciemnej gwiazdy to mało powiedziane. To często życie pośród tępych degeneratów.
Tak, zgadza się tu mamy szynkę. Przez cały czas, a nie tylko od święta. Z chlebem już inna sprawa.
Ale braki różnych produktów też się zdarzają.
To nie wszystkie przyczyny
Doprowadzili do ruiny ten kraj (a sytuacja międzynarodowa dodaje swoje). Najpierw reformy Margaret Thatcher - którą tatuś, zręczny, protestancki sklepikarz, uczył, żeby do wszystkiego dochodzić samemu, że nikt ci nie musi pomagać. Tak, to piękna i użyteczna idea. Tyle, że nie każdy da rady. I aby do czegoś dojść, jeżeli nie mają ci nic dawać - to powinni przynajmniej nie przeszkadzać.
I nie wszystko działa lepiej i zgodnie z przeznaczeniem w warunkach własności prywatnej. I dziś np. miasta z powrotem przejmują komunikację. Podobnie może być z innymi branżami.
Ale przecież dawali. I za czasów „Żelaznej Lady” i za późniejszych rządów. Tylko że w znacznej części takim, którym się nie chciało pracować, bo na benefitach się wychowali.
Zafundowali sobie Brexit. Wypisali się z największego bloku gospodarczego. To już było podcięcie gałęzi, na której się siedzi.
Teraz rząd Partii Pracy. Która pracujących raczej prześladuje i najwyraźniej nie ma żadnego błyskotliwego pomysłu jak poprawić sytuację. A co do zasiłków to zachowuje się jak wariat z siekierą i utrudnia tym, którzy tego właśnie potrzebują.
Stworzyli żarloczny system wynajmu domów. Zasoby komunalne zostały rozsprzedane. Rynek - to rzecz święta. Nawet, jakby miał pożerać własny ogon.
Ceny energii, ale nie tylko, musiały zawsze iść w górę, a głównym uzasadnieniem było to, że „tak-e są tendencje rynkowe”. Tzn. w praktyce np. jak inni podnosili ceny - bo ktoś chciał po prostu mieć więcej - to my też podniesiemy.
A chciał i chce mieć więcej. Do widać po jakże hojnych uposażeniach zarządów, odprawach – coraz większych - w sytuacji kiedy danej firmie podobno nie idzie najlepiej.
Energia - problem podstawowy
Z ogrzewaniem, resztą zawsze był tu problem. Przestarzałe systemy, brak prawdziwego centralnego (oni mają lokalne "centralne"), rachityczne domki niezbudowane tak, aby izolować i utrzymywać ciepło. Ochrona przed grzybem poprzez otwieranie okien albo utrzymywanie nieszczelnych, bo wentylacjj z prawdziwego zdarzenia nie ma.
A emeryturki tu cieniutkie. Zawsze były. Opowiastki o bogatych emerytach z Zachodu, którzy dobrze się bawią i zwiedzają świat, tu można włożyć między bajki.
Niektórzy podróżują, owszem - jak mają pieniądze. Innym pozostaje kemping w Walii - zresztą też za spore pieniądze. Albo latami nic.
Nie przesadza się starych drzew
„Jak ci tak źle, to czemu nie wrócisz do Polski” - pyta gastarbeiter, który raz tu raz tam, a dla którego w Polsce jeszcze tatuś z mamusią trzymają ciepłą chatkę gdzieś w country albo mieszkanko na wielkomiejskim osiedlu.
A tymczasem niektórzy przyjechali tu dekady temu, kiedy jeszcze byli młodzi. Teraz mają np. po 50-tce. Dzieci, które tu chodzą do szkoły, kredyty, zapuścili korzenie po prostu. A w Polsce już nic.
Niektórzy jednak jadą z powrotem. Ale tam przecież też nie jest lekko. Koszyk zakupów coraz droższy, a rachune za energię też potrafi przyprawić o ból głowy. O konkretną pracę za konkretne pieniądze trudno. Powroty z Polski do UK wobec tego też się zdarzają.
Ja tutaj jednak trwam. I mimo wszystko jakoś sobie radzę, Znam lepiej techniki przetrwania w takich warunkach. Nie żywię się w drogich take-awayach. Gotuję sam. Robię przetwory, anawet wędliny i chleb. I mam z tego uciechę. Wiem gdzie kupić taniej.
Choć oczywiście wolałbym, żeby było lepiej.
„Przeżyliśmy Potop szwedzki, przeżyjemy i radziecki”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz