Ostatnie parę dni ciepła przypomina jako żywo znane sytuacje z przeszłości, kiedy to Anglicy jakiekolwiek inne niż typowe warunki pogodowe opisują niczym klęskę żywiową. Wielu to zauważyło i na internetowych forach przypominają legendarne „5 centymetrów śniegu”. Fakt faktem, to korzystna dla mediów sensacja, ale i tutejsi nie umieją sobie radzić z niczym, co wykracza poza normalną procedurę.
Rozumiem, mają temat za darmo; choć dla mnie nijaki i nieprawdziwy. Upalna pogoda w UK była (czy raczej bywała), jest dziś i jeszcze nie raz będzie - ale nie ma co się równać z Hiszpanią.
Kiedy jest ponad 30C zaczynają się ostrzeżenia i rady – jak przetrwać? Jak żyć. Pociągi nie jeżdżą, asfalt się topi, pasy startowe nie do użytku... dramat.
Inna sprawa, że kiedy pogoda będzie przeciwna i pojawi się malutki mrozik i leciutka pokrywa śnieżna, to – wszyscy wiemy – też będą odoływać loty. Może nawet zamykać szkoły itd.
___________________________
Człowiek zaczyna się zastanawiać, jak też sobie inni radzą w innych krajach? Grupa zawsze chętnych do usprawiedliwania niedojdów, podpowiada, że nie można porównywać, inne warunki, inna wilgotność, to się inaczej odczuwa, tu się tak nie da, itd.
Eee tam. Czemu nie chcecie dopuścić myśli, że może po prostu sobie nie radzą? Że ten typ tak ma? Że rasistowskie? Gdzie tam, przecież nie mówimy, że mają inne mózgi. Zwyczajnie inaczej zostali wychowani i to przez pokolenia. Jak coś jest nie takie jak procedura zakłada, to klapa. Logicznego myślenia, dedukcji, nie stosuje się w rozwiązywaniu codziennych problemów. Musi być procedura, żeby nawet małpa mogła ją wypełnić punkt po punkcie.
A skrajne warunki pogodowe, które na tych szerokościach geograficznych się zdarzają systematycznie, choć nie na co dzień, procedurze się wymykają.
Co ciekawe, deszcz i woda też nie zawsze są OK – choć powinni być do tego przyzwyczajeni. Ale w porządku jest raczej jak kropi, mży. Jak będzie dobrze lało przez parę dni, to już jest nie brytyjsko i będzia dramat. Wyleje nawet malutka Mersey w Manchesterze, bo nie są na to przygotowani. Wylewa właściwie w tych samych miejscach, systematycznie i nikt z tym nic nie robi. Bo tak nie jest na co dzień, więc jaka procedura miałaby to objąć?
I kto miałby za to zapłacić? Tutaj przecież co chwilę nie ma na coś pieniędzy, w tej 5. gospodarce świata. Nie ma forsy na policję, na straż pożarną, na ludzi do utrzymania czystości na ulicach. Nie mówiąc już o tym, że kto miałby się wykosztować np. na pługi śnieżne albo klimatyzację, używane tylko przez krótki okres w ciągu roku. Council tax jest wciąż podnoszony, ale wciąż trzeba tylko ciąć wydatki.
I jakim cudem, gdzie indziej, w tzw. biedniejszych krajach, jest na to wszystko forsa?
Niejaką kwintesencją tego są pomieszczenia w domach, ale też np. toalety w szkołach czy w biurach, bez kaloryferów. „Bo przecież klimat mamy mild”. Taki jest typowy i po co myśleć, że może być zimniej. „No i skąd na to wziąć pieniądze?
Poprzedni post o dziwnych objawach kryzysu w UK