Fora internetowe pełnią na emigracji rolę szczególną. Pomagają często radzić sobie w obcym, nieznanym otoczeniu. Przetrwać wręcz. "Jednoczą naród"... albo go dzielą. No i mają też rolę taką jak wszystkie inne fora - można komuś wdzięcznie dokopać.
Co jest ich normalną cechą, nie można się to złościć. Taka wręcz rola forów. Co więcej - paradoksalnie - taka również ich rola, że można się publicznie z tą właśnie rolą nie zgadzać. Pewnie dlatego, że się nie rozumie natury forów, celów ich istnienia.
I to też jest normalne. Na forach internetowych może bowiem publikować każdy, dopóki nie łamie regulaminu. Profesor uniwersytetu, inżynier - który zdolny jest, choć ze stylistyką na bakier; murarz, ślusarz, kierowca-mechanik i ... każdy kretyn, który nie wszystko albo nic nie rozumie.
Wszystkie te cechy forów (i jeszcze sporo innych) widać wyraźnie i na forach polonijnych. A może jeszcze wyraźniej. Na emigracji bowiem, co udowodniono naukowo, różne problemy psychiczne, nerwowe, przejawiają się jaskrawiej lub wręcz dopiero się pojawiają.
Emigracja do Wielkiej Brytanii spowodowała szczególnie duży "wysyp" tego rodzaju mediów i twórczości, którą niosą. W UK jest sporo polskich gazet, trudno policzalna liczba polonijnych portali, a co za tym idzie sporo forów. Niektóre jednak zdobyły sobie pozycję dużo mocniejszą niż inne. Tak jest w przypadku kilku samodzielnych publikatorów, jak i kilku grup na Facebooku.
Pewnie sporo nerwów dla niektórych, a rozrywki dla innych, dostarczają wątki na manchesterskim "Bazarze". Tak jak ten niedawny na temat pewnej polskiej restauracji. Mieści się ona na Cheetham Hill, dzielnicy/osiedlu ("village"?), jednej z tych, co do których nie wiadomo po co się "Polańscy" tam pchają. Egzotyczne to dosyć, Trzeci Świat miejscami, średnio bezpiecznie. Pewnie chodzi o to, że wynająć coś można taniej niż gdzie indziej (co prawda później ten "zysk" odda się np. w ubezpieczeniu samochodu, ale kto tam myśli na zaś). No i o to, że Polacy bywali tu od dawna (przed Pakistańczykami?), tu np. działał polski klub "starej" Polonii.
A teraz jest restauracja. Która niedawno najwyraźniej podniosła ceny w sposób drastyczny i to wywołało burzę na "Bazarze". To może być również gwoździem do trumny owej restauracji, jako że jest to przykład myślenia typowy dla sfer rządowych, nie uwzględniający krzywej Laffera. Na zasadzie "więcej zażądamy - to więcej zarobimy". Tymczasem alternatywa jest taka "możecie dostać mniej albo wcale". A nie "mniej albo więcej". Ale niech działają jak chcą. "To wolny kraj"(?).
No i mamy wątek na FB, który stał się epopeją. Liczba postów i odpowiedzi idzie w setki. Są oczywiście ci, którzy odpowiadają "jak się nie podoba, to nie jeść tam". Są ci, którzy pytają "po co o tym pisać, jak ci się nie podoba, możesz po prostu nie iść" (czy coś w tym stylu). Te osoby nie rozumieją czym jest forum. Że to medium opiniotwórcze. Kiedy kupujemy nową komórkę, chcemy jechać gdzieś na wczasy, interesuje nas marka danego produktu, usługa, hotel... restauracja - to sprawdzamy, co o tym myślą inni. Na forach specjalistycznych i na ogólnych. Na FB coraz częściej. I stety, niestety; ci którzy takie usługi, czy produkty, dostarczają, muszą się z tym liczyć. Ci, którzy ich lubią - także.
I są wreszcie ci, którzy zwyczajnie wybrzydzają i ci, którzy polecają (mniejszość?) ową restauarcję. Oni rozumieją o co chodzi z forami internetowymi.
A ja tam pójdę, zjem, zapłacę (wrzucę w koszta - bo normalnie jadam w Weatherspoonie za pół tej ceny) - również napiszę na owym forum, co o tym sądzę.
Poprzedni post przeczytasz tutaj
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz