Blog emigracyjny

sobota, 25 lipca 2015

Szczęki w wersji UK

Poziom opieki medycznej w Zjednoczonym Królestwie to kontrowersyjny temat. Niby mają to swoje NHS, z którego są tak dumni, ale często i sami narzekają na standard, a zwłaszcza dostępność usług. Zwłaszcza opieka dentystyczna budzi negatywne emocje.

Pamiętam zdjęcie dżokeja Liama Treadwella zrobione po gonitwie Grand National. To, co miał w ustach, było po prostu nieprzyjemne. A w publikacjach prasowych, jak i w internecie, można spotkać obrazkowe porównania stanu uzębienia np. Amerykanina i Brytyjczyka. Nie trzeba chyba wyjaśniać, który wygląda lepiej. I można powątpiewać, że wynika to tylko z tego, że Amerykanie mają bzika na punkcie posiadania szerokiego, pełnego i olśniewającego uśmiechu. To za słaby powód. Muszą być też inne.
Turystyka medyczna i w tej branży przecież skądś się bierze. Coraz więcej ludzi nie daje sobie wcisnąć propagandy twierdzącej, że w Europie wschodniej poziom usług jest niski, pewnie zepsują nam zęby, a tu jest świetnie.
Stąd i w nowoczesnej klinice nad Dunajem, czy nad Wisłą, spotkacie spore grono osób, które mówią po angielsku. Przyjechały tu specjalnie naprawić zęby, bądź też robią to przy okazji – bawiąc się lub zwiedzając. Mają mało czasu, ale dziś już technika dentystyczna poszła tak do przodu, że da się wiele przypadków załatwić bez kilkutygodniowego oczekiwania. Przy użyciu najnowszej techniki, przy użyciu znieczulenia WAND lub sedacji, wykorzystując wysokiej klasy trwałe preparaty. Rentgen na miejscu, anestezjolog, wszystko co trzeba.
Jest już drożej, niż np. w Polsce było kiedyś. Ale wciąż sporo taniej niż tutaj. Mimo, że tamtejsi dentyści to też zamożni ludzie. Czyżby to jedni z tych, którzy zrozumieli, że żądając mniej, można zarobić więcej?

Zęby na kleju

Oczywiście są w UK i przypadki zaniedbań wynikających z winy pacjentów. No może nie całkiem... gdyby bowiem ten dentysta był bardziej przystępny, a ktoś odpowiedzialny za opiekę zdrowotną bardziej społeczeństwo uświadamiał... To wręcz wstrząsające, co ostatnio pokazano w pewnym programie brytyjskiej telewizji.
Otóż pewna obywatelka miejscowości pod Manchesterem bardzo długo unikała wizyty u stomatologa. Bynajmniej nie dlatego, aby jej nic nie było. 48-letnia Angie Barlow z Altrincham bardzo się bała dentysty. To dość często spotykany przypadek, ludzie różnie sobie z nim radzą. Np. jak wspomniano wyżej, przechodząc zabieg bez świadomości. Przypadki negatywnych reakcji na narkozę czy znieczulenie się zdarzają, ale to niezwykle rzadkie i od tego jest anestezjolog, aby o pacjenta zadbał.

Pani Barlow miała problem dodatkowy. Otóż jej mama rzekomo dostała raka po ekstrakcji zęba. Bohaterka reportażu wobec tego dentysty nie odwiedzała w ogóle, za to zęby próbowała ratować sama. Te, które jej wypadały, przyklejała z powrotem za pomocą superglue. Podobny proceder trwał 10 lat.
W rezultacie zniszczyła sobie uśmiech całkowicie tak, że wolała go wcale nie pokazywać. Naraziła się również rzeczywiście na poważną chorobę, pakowała przecież do ust substancję toksyczną.
Pomógł jej wreszcie dentysta Kailesh Solanki, który był zaszokowany tym co zobaczył. Ma on duże osiągnięcia w radzeniu sobie za pacjentami nerwowymi. Musiał wiele usunąć, trudno było uratować zęby, jednak pani Barlow w końcu jakoś wygląda.

Nie bo nie

Lęk można jakoś zrozumieć. Ale są tacy, którym po prostu nie zależy albo nie zdają sobie sprawy z tego jak wyglądają i jak ważne są zęby dla ogólnego stanu zdrowia. Podobną opinię wyraził kiedyś w „Telegraphie” dentysta Chris van Tulleken, który stwierdził też, że z Brytyjczyków śmieje się świat. Ich problemem jest bowiem to, że „są zbyt tolerancyjni względem ludzi, którzy mają brązowe, fatalne zęby”.
Firma Oral-B przeprowadziła swego czasu badania na Brytyjczykach. Okazało się, że przede wszystkim nie umieją prawidłowo umyć i wyszczotkować zębów – jak to robić, wie zaledwie co czwarty. Mogą też w ogóle nie myć. Nie mają czasu. A później wstydzą się dentysty. Aż 41 procent z nich nie chodzi na regularne wizyty. Co trzeci Brytyjczyk ma co najmniej sześć plomb, a jedynie 14 proc. nie ma żadnych wypełnień. No ale podstawowym problemem wydaje się ten, że jedynie połowa Brytyjczyków deklaruje, że zdrowe zęby są dla nich ważne.
Choć dla niektórych jakoś tam są. Ale w podobny sposób jak dla wspomnianej wyżej bohaterki programu telewizyjnego. Bo to nie był odosobniony przypadek.
Otóż niegdysiejszy raport Which? ogłaszał, że trzy miliony Brytyjczyków przeprowadziło w domu samodzielnie „zabiegi”. I to były te sposoby znane z dowcipów i z bajek – np. przy użyciu obcęgów i drzwi. Co dziesiąta osoba przywiązała do zęba żyłkę, a tę do drzwi. Również stosowanie kleju to nie rzadkość, bo 11 procent ankietowanych używało go do podklejenia odpadających koron lub wypełnienia ubytków. Jest też metoda mniej trwała, acz pewnie bezpieczniejsza, czyli wykorzystanie gumy do żucia, na którą zdecydowało się sześć procent badanych.
Badanie przeprowadzono na 2631 dorosłych Anglikach, a użyto do niego internetu. Nie było więc całkiem reprezentatywne. Czy gdyby zaangażować tych, którzy od netu stronią byłoby lepiej? Można wątpić.

NHS na niby

I znów posłużmy się ostatnim raportem Which? Pokazuje on m.in. ceny usług stomatologicznych. I tak zwykłe wypełnienie amalgamatem to koszt £40 do £190 funtów. Plomba kompozytowa może być droższa o kolejne £70. Z kolei koszt korony, czyli takiej np. porcelanowej nadbudowy na zęba, może wynieść od 350 do 1100 funtów. No i wreszcie dość częste leczenie kanałowe pochłonie pomiędzy £95 a £700. Trzeba jeszcze pamiętać, że dentyści wolą się skłaniać ku tym wyższym cenom. Teraz wyobraźcie sobie koszt leczenia i uzupełnienia, czy odbudowy kilku zębów.
Oczywiście są jeszcze ceny NHS. Ale tu pojawia się kolejny problem... Otóż jedna trzecia gabinetów, które reklamują się, że przyjmują nowych pacjentów, tak naprawdę tego nie robią. Inne zaś każą czekać na akceptację bardzo długo – a na pewno za długo dla tych, którzy potrzebują pomocy. Na 500 gabinetów, które właśnie zachwalały się jako przyjmujące nowych chętnych na zasadach NHS, 37% stwierdziło, że nie ma miejsc. Z tych zaś, które miejsca miały 36% zapraszało, ale za dwa tygodnie. Były też przypadki skrajne, nawet dentystów każących czekać osiem do dziewięciu miesięcy. W niektórych hrabstwach zaledwie co piąta klinika czeka na nowych pacjentów. Ludzie podróżują dziesiątki mil.
Ale... może da się coś zrobić? Tak, niektórzy oferowali przeskoczenie kolejki za wpłatę depozytu. Jeżeli zaś chodzi o pieniądze, to wcześniejsze śledztwo Which? wskazuje, że ludziom nie uświadamia się kosztów przed zabiegiem – połowie nie pokazano cennika. A zasady są inne.
Niektórzy pacjenci podejrzewają też, że dokonano na nich prostszych zabiegów, zamiast bardziej zaawansowanych, acz o podobnej cenie w NHS. Mówiąc wprost – wyrwano zęby zamiast leczyć.
Nie dziw, że nawet kiedy ludzie mogą się do dentysty dostać, to się go boją. A ci, których gabinety służą do łatwego zarobku, psują opinię rzetelnym fachowcom.





Post jest przedrukiem artykułu z "Merkuriusza Polonijnego", za zgodą autora



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz