Żyjąc
w UK wciąż natykamy się na przykłady
bałaganiarstwa, niestaranności, czy też po prostu fuszerki.
Owszem, jesteśmy tu w pewnym sensie gośćmi, ale często również
klientami i jako tacy mamy prawo domagać się jakości czegoś za co
płacimy i wyśmiewać dziadostwo.
Niespodzianki, które oferuje życie i praca w UK nie są wcale głęboko pochowane. Wystarczy zajść do pierwszego lepszego domu, zwłaszcza takiego wynajmowanego – a nie tego, którego polski właściciel zrobił już porządek.
Niespodzianki, które oferuje życie i praca w UK nie są wcale głęboko pochowane. Wystarczy zajść do pierwszego lepszego domu, zwłaszcza takiego wynajmowanego – a nie tego, którego polski właściciel zrobił już porządek.
Typowy brytyjski dom
Zacznę od siebie. W ubikacji mam umywalkę tak małą, że pod kranem nie mieszczą się dłonie. Drzwi od frontu (południe) z trudem domykają się w lecie, te od ogródka nie chcą zamykać się w zimie. Drzwi od jadalni zamykają się same (spad?). Schody na piętro są tak wąskie, że nie zmieściły się w nich wszystkie meble. Musiały zostać na dole.W poprzednim domu miałem kaloryfer w living roomie zamontowany na ścianie wewnętrznej, naturalnie cieplejszej, a nie na pod oknem, gdzie chłodniej. Oknem z pojedynczą szybą, zresztą.
Co się da,
przymocowane jest na słowo honoru. Na jednym z polonijnych portali
toczy się zresztą o tym ciekawa, a przede wszystkim tragikomiczna
dyskusja. Aż się mnoży od źle (niebezpiecznie) podpiętych kabli,
zacieków, dziur, odpadającego tynku, płytek, gnijących wykładzin.
Choć najlepsze kawałki to spadające sufity lub kostka brukowa
przyklejana do podłoża...
Następnym
razem wyjaśnię „to dlaczego tutaj w ogóle mieszkamy, jak nam się
tak nie podoba”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz