Blog emigracyjny

sobota, 5 listopada 2016

Śmieci pod dywan



W wielkim parku niedaleko od mojego miejsca zamieszkania jak co roku organizują pokaz ogni sztucznych. Przyjedzie... pardon, pojawi się, kilkanaście tysięcy ludzi. Najlepiej niech idą na piechotę.

nie parkować podczas imprezy
Park leży przy dość ruchliwej, szerokiej drodze. Jednak mile widziane będą na niej tylko pojazdy tych, którzy tędy przejeżdżają, a nie tych, którzy chcieliby się zatrzymać. Zakazu zatrzymywania zresztą na codzień nie ma.
Nie chodzi o to, że dla tysięcy chętnych nie zorganizowano parkingu. Wręcz przeciwnie - parkowania zakazano. Wszędzie. I na tejże drodze wzdłuż parku i na dojazdowych do niej, na osiedlowych w pobliżu. I to w sporej odległości od miejsca, gdzie będzie pokaz. W promieniu paru kilometrów.
Od razu nasuwa się podejrzenie, że zastosują starą, angielską formułę" "please, arrange alternative parking options" - co po naszemu tłumaczy się jako "a idźcie w ch...".

Takie organizowanie wydarzeń masowych i mniejszych oraz codziennego życia w Wielkiej Brytanii jest tutaj typowe. Problem zostaje rozwiązany w ten sposób, że zostaje zamieciony pod dywan. Był - i nie ma go. Bo go nie widać.

A najlepsze jest to, że oni i tak przyjadą. I zaparkują. Niektórzy wypełnią szczelnie parking pobliskiego hipermarketu - którego klienci może by chcieli zrobić zakupy, ale mają pecha - a reszta stanie wzdłuż dróg, nie przejmując się poustawianymi co kilkanaście metrów pachołkami. Bo ludzie jadą po kilka, kilkanaście mil, z dziećmi, aby to zobaczyć. Jazda komunikacją miejską to mrzonka. Owa komunikacja jest nędzna, rzadka i powolna i nie ma żadnych szans, aby w paru autobusach zmieściły się tysiące ludzi.
No i te śmieci czasami spod dywanu wychodzą...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz