Blog emigracyjny

wtorek, 28 sierpnia 2018

No nie, znowu to samo...



W Wielkiej Brytanii nie mówię, że jest sierpień. Tylko, że jest już cholera sierpień. Dlaczego? Bo to nie jest taki sierpień, jaki znałem wcześniej. Tutaj zawsze musi się w tym miesiącu zepsuć pogoda. Człowieka wracającego np. ze słonecznej Grecji czy choćby z Polski wita taki pogodowy „shitt”, a co za tym idzie – dół psychiczny...

pada w sierpniu
Tak, żeby go jeszcze dobić na zakończenie wakacji. Które przecież jeszcze oficjalnie się nie zakończyły, ale na zewnątrz już jesień. Leje, wieje i ciemno. Owszem, dzień krótszy niż w czerwcu, ale przede wszystkim słońce szczelnie zasłaniają chmury.

Taki tu już jest układ pogody w ostatnich latach. Czy też „taki mamy klimat”. Maj, czerwiec – ciepło, właściwie jakby lato rozpoczynało się wcześniej. W tym roku jeszcze lipiec był genialny. Unikany wręcz, nie tylko jak na brytyjską pogodę, ale i w skali Europy.

Później nadchodzi ten denny sierpień. No i jeszcze mamy tzw. „Indian Summer”, czyli ostatnie podrygi lata... wczesną jesienią. Na to przynajmniej liczę. Żeby się jeszcze ogrzać po nijakim sierpniu, a przed zimą. Pewnie bez śniegu, pewnie z temperaturami wyższymi niż w Polsce. Co z tego jednak, kiedy ten wiatr powoduje, że zimno może być bardziej przenikliwe.

A z tym sierpniem jeszcze taki kłopot, że to właśnie w nim koncentrują się wakacje szkolne. W lipcu ich tyle, co kot napłakał.
W Polsce jest ich dwa miesiące, więc jak lipiec deszczowy (w końcu to najbardziej mokry miesiąc w polskich statystykach), to sierpniu bierzemy rewanż.

Dlatego – od tej pory będę wyjeżdżał jak najpóźniej się da. Tak, aby nie zaczynać jesieni za wcześnie.
Może i do Polski, bo tam powinno być lepiej, ale przede wszystkim tam, gdzie pogoda będzie gwarantowana. A dokładnie w jaki miejsce – to w następnym poście.

środa, 22 sierpnia 2018

To nie jest czas parasoli


Dopiero po latach zauważyłem pewną ciekawostkę. Mieszkam w Anglii i nie noszę parasola. Czyżby tak zmienił się klimat? Fakt, ostatnio było wręcz afrykańsko – ale przecież znów zaczęło padać. A ja dalej swoje.

Ale czy tylko ja? No chyba nie. Owszem, parasole nie wyginęły całkiem, a się je jeszcze zauważyć gdzie nie gdzie. Ale to już zdecydowanie nie jest zjawisko masowe.

nie noszę parasola
W garniturze, z torebką - pasuje
Czemu? Można się zastanawiać. Na pewno moda. Parasol bardziej pasuje do garnituru, palta, jesionki, czy co tam jeszcze dawniej noszono. Do kurtki sportowej ani skórzanej już nie. Angole zresztą przemieszczają się i w zimie w samych t-shirtach. Koszulki z krótkim rękawem, to element ubioru całoroczny. Również na zimę w UK. Dla niektórych zaś, wcale licznych niestety – to dres. A do nich parasol niezbyt pasuje. "No bo jak ja bym wyglądał". No jeżeli już, to kurtka z kapturem.

Dalej – zmotoryzowanie społeczeństwa. Ludzie na dłuższe – a często i na krótsze dystanse – przemieszczają się głównie samochodami. A z tych, szybki przeskok do sklepu, do firmy, czy gdzie tam jeszcze. Parasola nie opłaca się rozkładać. Ci, którzy mają dalej, może i tę parasolkę zabiorą (pod warunkiem, że nie chodzą w samym t-shircie).

No i jeszcze ten element, który wciąż chodzi w koszulach i swetrach. Oni też są bardziej skłonni do tego typu chronienia się przed deszczem. Wiadomo, „konserwatyści”...

Gdzie jeszcze zauważyłem dużo parasoli? A na szlaku z parkingu do szkoły, tam gdzie zaprowadzam swoje dzieci. Nawet wiem dlaczego - bo wąsko po drodze. Ścieżka pomiędzy siatką zewnętrzną a boiskiem szkolnym (czyli drugą siatką) ma szerokość człowieka. W sam raz, żeby wp... się tam z parasolką i zasuwać gadając z koleżanką, nie zwracając uwagi kogo tą parasolką szturchamy. Ten typ tak ma.

A czy ja mam parasol? Oczywiście! Nie jeden. Stoją zresztą w przepisowym stojaku na parasole, niedaleko od wejścia. I czekają na swoją szansę.

A ja zaś myślę kupić sobie sztormiak.